Dziś. Miejsce publiczne. Bufet w jakiejś firmie. Spotkanie służbowe, pijemy kawę z kolegą z pracy, czekając na spotkanie. Pomyślałam o mężu, o tym, co było wczoraj, o tym, jak bardzo sex poprawia mi humor, jak leczy zły nastrój. Pytam kolegę, czy ma czasami ochotę uprawiac sex w takim miejscu jak to. Mruknął, że kiedyś miał, ale przeszło, a obecnie, gdyby zaproponował to swojej kobiecie, pewnie by go wyśmiała.
Jak to dobrze, że moja połowa tak nie reaguje.
Wczoraj, tak dziwnie. Miałam ochotę na sex, mąż nie. Albo raczej udawał, zupełnie świadomie, wiedząc, że im bardziej będzie się opierał, tym bardziej ja będę chciała. Podziałało.
Byłam podniecona (post potęgował pragnienia). Stał w łazience, mył zęby. Rozebrałam go. Opierał się. Im bardziej protestował, tym bardziej miałam na niego ochotę. Poszliśmy do łóżka. Nago. Gdy szedł za mną czułam, jak na mnie patrzy. Często to robi, zwłaszcza, gdy się ubieram czy rozbieram. Po prostu patrzy. I podnieca mnie to. Ekshibicjonizm ?
Położył się. Usiadłam na nim i mocno przytuliłam się. „Przestań ocierać się cipką o mojego ptaszka” -protestował. Robiłam to nadal, coraz szybciej, a gdy poczułam, że mu stanął, wsunęłam go w siebie. Protest zakończony.
Chwycił mnie mocno za biodra i poruszał moją pupą w górę i w dół. Dziwne było jadnak to, że mimo podniecenia, mimo niesamowitej przyjemności, byłam sucha.
Gdy zamykam oczy nadal czuję, jak mnie trzyma, jak mną porusza, jak mnie nabija na siebie.
Odwrociłam się, uklekłam i wypiełam. Moja ulubiona pozycja „na pieska”. Najpierw on, nieruchomy, moje ruchy, w przód i w tył. Potem on, znacznie szybciej wsuwając go do samego końca, do chwili, gdy jęknę z rozkoszy. „Chcesz skończyć w mojej buzi, wziąć go do ust?”. Nie odpowiedział. Po chwili poczułam jego orgazm.
Złapał mnie za piersi… drżenie… ciepłe krople spermy na plecach.